Kolejny koniec świata

W maju zanotowałem, że nasze słoneczko grzecznie sobie drzemało. Drzemie nadal i nic nie zapowiada, żeby się chciało przebudzić.

Przypuszczam, że wkrótce ekoterroryści zechcą powiązać zakłócenia aktywności słonecznej z emisją CO2 na Ziemi i zaczną się kolejne chore akcje 🙂

Nie dalej jak półtora wieku temu, podobny koniec ciszy na słońcu skończył się potężną erupcją. Słoneczko sobie kichnęło wysyłając w naszym kierunku pecynę zjonizowanej materii. Działo się to w roku pańskim 1859 na początku września.

W połowie XIX wieku sieć elektryczna była jeszcze w zalążku, więc nie miało się co uszkadzać. Największe kłopoty mieli telegrafiści, którym stacje końcowe zaczęły iskrzyć i niektóre podobno się zapaliły.

Taka burza magnetyczna może zaindukować na długim kablu całkiem niezłe napięcia zdolne uszkodzić transformatory. Każda elektrownia wysyła w świat energię po liniach wysokiego napięcia, więc musi być wyposażona w transformator blokowy podnoszący napięcie z kilku do kilkuset  kilowoltów. Transformatorek waży kilkaset ton, ma wielkość kostki o boku 10 metrów. Ot takie maleństwo. A podobno pierwsze się pali przy burzach magnetycznych.

Wstępne obliczenia mówią, że większość transformatorów blokowych na świecie szlag trafi po takiej erupcji. Trzeba będzie je wymienić na nowe. Produkcja takiego transformatora trwa około roku, oczywiście przy założeniu, że fabryka ma zapewnione dostawy surowców i energii.

Zainteresowanych dalszym ciągiem odsyłam do opowiadania „Profesor Dońda” ze zbioru „Dzienniki gwiazdowe” Stanisława Lema.

Zastanawiam się, czy juz kupować puszki z zupą rakową 🙂 ,  bo słoneczko nadal śpi.

Za to być może za chwilę obudzą sie po raz kolejny Świadkowie Jechowy i wywróżą kolejny Armagedon. Siódmy z kolei, jak mnie pamięć nie myli.

2 komentarze do “Kolejny koniec świata”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.