Jeszcze tydzień temu pies z kulawą nogą nie wiedział co to jest system ILS ani o CASA. Ktoś może słyszał o orczyku i wolancie.
Dziś wszyscy się znają, a najbardziej niektórzy dziennikarze, którzy jeszcze kilka dni temu zajmowali się budownictwem stadionowym lub rozróbami stadionowymi dziś się wymądrzają na temat przyczyn katastrofy. Powołują się na nikomu nie znanych ekspertów, przecieki, podsłuchy, wycieki …Ja też się nie znam, ale z zafascynowaniem podglądam szczyty elokwencji niektórych „specjalistów”. A bo ILS nie działał, a to że dwa razy podchodził. I co z tego?
O ile wiem, to standardową procedurą jest, że jak pilot ma wątpliwości, czy uda się wylądować, to podrywa samolot i podchodzi jeszcze raz. To nie powinno nikogo dziwić.
Samolot był wojskowym transportowcem, więc w moim naiwnym, cywilnym rozumieniu świata, powinien być w stanie wylądować na łące, o ile łąka jest dostatecznie długa. Nie powinien potrzebować żadnych udogodnień na ziemi.
Wierzę, że piloci mieli precyzyjne prognozy pogody przed startem. Wierzę również, że piloci nie byli samobójcami, więc wnioskuję, że prognozy ich nie przestraszyły.
Z tego wynika, że warunki pogodowe i brak ILS’u nie stanowiły problemu dla pilotów. Dalsze dążenie do wyjaśnienia przyczyn powinno iść w inną stronę. Ale tu trzeba by wejść w strefę tabu. O zmarłych nie należy mówić źle. Więc cisza, dziób na kłódkę. Koniec tematu.
A na koniec cyrk z żałobą narodową. W niektóre weekendy ginie kilkadziesiąt osób na drogach i nikt z tego nie robi dramatu. Bo społeczeństwo do tego się przyzwyczaiło i nie sposób zbić na tym politycznego kapitału.
Po dramatycznym weekendzie, gdy ginie 50 osób na drogach nikt nie proponuje specjalnych uroczystości, wieńców, pomocy dla rodzin. Nie ma problemu!
Rocznie ginie na drogach kilka tysięcy ludzi, małe miasteczko… I nic się nie dzieje godnego zauważenia dla polityków. Ot dzień jak codzień.