Wielu z nas już sobie zainstalowało przeglądarkę Chrome. Ja też.
Fajna jest, też tak uważacie? Silnik jest ten sam co Safari, dołożona wielowątkowość, jest nowy wygląd. Jest super. Trzeba może poczekać na dodatki, takie jak sa już w Firefoxie i będzie bosko.
Dopiero zastanowiło mnie, gdzie się zainstalowała owa przeglądarka.
Ups… Patrzę jeszcze raz. Oczom nie wierzę. Nie wśród innych programów, ale na moim własnym katalogu. Czerwona lampka mi się zapaliła. Przeglądam pliki konfiguracyjne, ot szukam typowych identyfikatorów typu „user”, „id” itp. I co znajduję? W piku 'Local state’, a w nim linia z user_id. Okazuje się, że każdy użytkownik ma własny user_id… Jeszcze trzeba pogrzebać, na pewno zaraz okaże się, że ten user_id można odczytać zdalnie.
No to jesteśmy w domu.
Kilka lat temu Intel zaczął wpisywać unikalne identyfikatory do procesorów, które programy mogły odczytywać. Chwilę później Microsoft zaczął sygnować dokumenty Office unikalnym identyfikatorem użytkownika tak, że można było dojść historii pliku. Inicjatywy upadły po protestach społeczności. Teraz Google zaczyna nas śledzić. Oczywiście wszystko dla naszego dobra. Dla polepszenia jakości usługi.
Ale tak na prawdę dla precyzyjniejszego dawkowania reklam, dla śledzenia aktywności użytkownika.
I jeszcze drobnostka. Po odinstalowaniu przeglądarki, w systemie pozostaje mały drobiazg. Program uruchamiany jako serwis o nazwie GoogleUpdate.exe. Ależ oczywiście, na pewno „przez przeoczenie”, bo którzby śmiał zrobić coś takiego celowo!